wtorek, 6 stycznia 2015

Kochani!

Już od dawna zbieram się do tego, aby napisać choć troszkę o Oliwerze. Minęły 2 lata odkąd nie pojawiło się ani jedno słowo na temat mojego syna.

A przecież warto by było wspomnieć o tym co robimy, gdzie jesteśmy, gdzie już byliśmy. Co udało nam się osiągnąć a co wprawiło nas w rozgoryczenie i smutek. A było naprawdę różnie. Od chwil pełnego szczęścia i radości do totalnego załamania i klęski.

Zanim zacznę chciałabym, żebyście przeczytali ten wiersz. Znalazłam go 2 lata temu w internecie. Napisała go mama, która też ma niepełnosprawne dziecko. Nie pamiętam jak się nazywała i żałuję, że wtedy nie zapisałam jej nazwiska. Ilekroć czytam ten wiersz, łzy same napływają mi do oczu. Jest tak szczery i prawdziwy, że właśnie tak chciałabym WAM WSZYSTKIM PODZIĘKOWAĆ - że pamiętacie o Oliwerze, że interesujecie się nim, że pomagacie w trudnych chwilach, i że jego los nie jest Wam obojętny. To wszystko jest dla nas bardzo ważne. To nas buduje, podnosi na duchu i dodaje sił do tego, żeby dalej walczyć o zdrowie Oliwera.

"Pomimo wszystko chcę powiedzieć,
że mamy w życiu ogromnego farta.
Pomoc jaką od Was dostaliśmy
jest dla nas wiele warta!
Jest Was tak wielu i chciałoby się 
podziękować każdemu z osobna,
ale każda z osób, która nam pomogła
jest do siebie podobna;

Ma białe skrzydła
i ogromne silne serce
serce, które chce pomagać wciąż więcej i więcej.

Taka z Was aniołów stróżów chmara,
to co nas wszystkich łączy, to ogromna wiara!
Mam nadzieję, że nie stracimy tego zapału na samym starcie,
wszystko to nam zostanie rozliczone na ostatniej karcie.

Człowiek, który potrafi pomagać
nie czeka w kolejce do nieba.
Chcę by mój syn śmiał się, płakał, czuł...
BY BYŁ - nic więcej mi nie trzeba..."

Jak w tym wierszu - chciałoby się podziękować każdemu z osobna. Dzięki temu, że decydujecie się przekazać Oliwerowi 1% podatku i przekazujecie dobrowolnie kwoty na konto syna, możemy kontynuować rehabilitację. Jeszcze raz z całego serca BARDZO WAM DZIĘKUJEMY!

Oliwerowi w leczeniu można pomóc na dwa sposoby:
1) Przekazując 1% podatku dochodowego. 
Dane potrzebne do PIT:

KRS: 0000037904
5540 Nowakowski Oliwer (w rubryce „informacje uzupełniające” - cel 1%)

2) Przekazując darowizny na nowe konto fundacji:
Fundacja Dzieciom „Zdążyć z pomocą”
ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa
nr konta: 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615
tytułem: 5540 Nowakowski Oliwer – darowizna na pomoc i ochronę zdrowia

Za wszystkie przyszłe i poczynione już wpłaty z całego serca dziękujemy. 
Iwona i Robert Nowakowscy.


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Wałcz - turnusy dwutygodniowe

W Wałczu były świetnie zorganizowane turnusy. Dla na niedaleko, bo dojazd zajmował nam ok 3,5 h samochodem.

Pierwszy (18-30.03.2011) był dla nas zagadką, ponieważ nie wiedzieliśmy jak to wszystko będzie wyglądać, ale z kolejnymi było już o wiele lepiej. 

Najbardziej w pamięci utkwiły nam zajęcia w basenie z p. Joasią Heretą. Pamiętam, że nasz pierwszy turnus zaczęliśmy właśnie od basenu. Na początku byłam pełna obaw i strachu, jak to będzie - ale niepotrzebnie. Oliwer bardzo polubił i zaakceptował sympatyczną, opanowaną i pełną cierpliwości terapeutkę. Zajęcia z nią sprawiały mu tyle radości, że aż trudno mi to opisać. Mamy mnóstwo zdjęć i filmików z tych ćwiczeń, które z wielką przyjemnością oglądamy do dzisiaj.


Najbardziej widoczne to było na drugim (7-19.10.2011) turnusie, gdzie wszyscy o tym głośno mówili. Uwiecznione to mamy nawet na dyplomie, gdzie Oliwer jest na zdjęciu z Panią Asią, w wodzie. 

Na pewno miło będziemy wspominać p. Piotra Hawryluka, który już wcześniej na dwóch innych turnusach próbował "ułożyć" Oliwera i co zresztą idealnie mu się zawsze udawało. A Oliwer tak naprawdę do łatwych dzieci nie należy. Jednak p. Piotr zawsze, ale to zawsze potrafił się z nim "dogadać". Spokojnie mu wszystko tłumaczył, poklepywał po plecach, przytulił. Oliwer patrzał tylko na niego i od razu cierpliwie poddawał się jego masażom. W międzyczasie p. Piotr wyjaśniał dokładnie na czym polega jego terapia. Niby jest to łatwe (nie wszystko) ale na pewnie nie dla mnie. Nie potrafię ćwiczyć tego z Oliwerem, po prostu tego nie czuję. Co innego ćwiczenia logopedyczne lub inne terapie - ale na pewnie nie masaże.


Byłam zdumiona jak po wielu godzinach terapii okazywało się, że radio - które nam zawsze towarzyszyło na zajęciach - jest niepotrzebne. Oliwer był na tyle wyciszony i zrelaksowany, że już nie chciał tego "uspokajacza".

Cieszyłam się, bo inni terapeuci też ćwiczyli z synem bez radia i było całkiem dobrze. Nasze wspólne spacery po terenie ośrodka stały się w końcu przyjemnością i radością, ponieważ nie musiałam mu telefonu komórkowego z muzyką. Tak było na III turnusie (5-17.03.2013), gdzie muzyka została ograniczona do minimmum.


Bardzo, ale to bardzo podobały mi się zajęcia SI z Panią Ewą Bielską. Oliwerowi może mniej, miał z tą Panią zajęcia na dwóch turnusach i nie mógł jej tak do końca zaakceptować. Dla mnie jednak - rewelacja! Widziałam każde zajęcia - konkretne i świetnie przygotowane. Od tej terapeutki dostaliśmy mnóstwo wskazówek i propozycji ćwiczeń, które przekazałam naszej Pani w szkole w Cedyni i wykorzystujemy je do dzisiaj. Panie od SI na turnusach zmieniały się, na III turnusie była Pani Marta Dusińska, którą Oliwer polubił, chociaż byłam prawie pewna, że raczej da jej nieźle "popalić", bo widział ją pierwszy raz. A tu kompletne zaskoczenie. Wykonywał polecenia, ćwiczenia, bawił się i to wszystko bez muzyki! Był grzeczny i zadowolony, dzięki temu bardzo dużo na tym skorzystał, bo p. Marta bardzo dużo rzeczy mogła z nim zrobić. Był taki dzień, że z tej radości cały czas ją przytulał i całował, aż potem p. Marta powiedziała mi, że aż jej się płakać chciało od tego całowania. Myślę, że to chyba tak, jakby chciał powiedzieć, że ją bardzo lubi i podobają się mu jej zajęcia. Było to bardzo wzruszające.


Niesamowita i na pewno niezastąpiona jest Pani Olga Obszmajczyk. Takiego logopedę chciałabym mieć tutaj u nas w Cedyni. Młoda, ale z przeogromnym doświadczeniem i wyczuciem co do pracy z takim dzieckiem jak Oliwer. Początki nie były łatwe. Były chwile radości, smutku a nawet łzy, które pamiętam do dziś. Jeśli chodzi o logopedię to od tej terapeutki otrzymałam najcenniejsze rady jak nauczyć komunikacji Oliwera i nie tylko. Dzięki niej Oliwer nauczył się bardzo wielu rzeczy, za które jej bardzo serdecznie dziękuję.


Mogłabym wymieniać jeszcze bardzo wielu innych świetnych terapeutów a należy do nich na pewno psycholog p. Marek Szczęsny, który na pierwszym turnusie przeprowadził niezapomniane grupowe zajęcia dla rodziców, podczas których mogliśmy się dowiedzieć czegoś o sobie samym. Świetnie się bawiliśmy, śmialiśmy a czasami ktoś po prostu płakał. Te zajęcia dawały nam dużo do myślenia, zmuszały nas do tego, żeby czasem zastanowić się nad sobą, nad naszym życiem. Żeby wybrać sobie coś dla siebie, tylko dla siebie. Odłączyć choć na chwilę te nasze troski związane z chorym dzieckiem, odłożyć gdzieś na bok. My rodzice cieszyliśmy się wtedy z tych zajęć, bo to było coś dla nas, czas tylko dla nas. Dzieci były pod opieką rehabilitantów a my poznawaliśmy się i miło spędzaliśmy czas.

Na pewno warto wspomnieć o p. Francine Desrosier, z której emanował spokój  ducha, delikatność i wielka sympatia. Mówiła po angielsku i francusku. Jej terapia była interesująca i całkowicie inna od wszystkich, które już zdążyliśmy poznać - od terapii taktylnej czy też neuroterapii, którą perfekcyjnie i fachowo wykonywał m.in. p. Andrzej Łęcki i p. Krzysztof Kaczmarek.



Tych zajęć było naprawdę dużo i nie sposób wszystkich wymienić. Jedne dzieci lubiły bardziej, drugie mniej. Po tylu latach zmagania się z chorobami naszych dzieci, my rodzice widzimy ile siły, konsekwencji i pracy trzeba włożyć w trud rehabilitacji każdego dziecka. Doceniamy to i cieszymy się z każdego nawet najmniejszego postępu jaki poczyni nasze dziecko. Mamy świadomość tego, że współpracujemy ze wspaniałymi rehabilitantami, którzy chcą jak najlepiej dla naszych dzieci. Dlatego chciałabym podziękować wszystkim tym, których nie wymieniłam. Jeszcze raz bardzo dziękuję!


"Pierwsze słowo - turnus edukacyjno, rehabilitacyjny w Czarnym Lesie (k. Warszawy)

Na ten turnus udało się nam pojechać w dość szybkim terminie, bo akurat ktoś inny zrezygnował. Ucieszyłam się, gdyż były tam całkiem inne terapie, przede wszystkim logopedyczne, które Oliwerowi były bardzo potrzebne ponieważ on nie mówi.

Pierwszy dzień był bardzo ciężki, ale zrozumiały dla wszystkich, nowe miejsce, nieznani terapeuci, inne metody pracy. Ale następne były takie same. Oliwer nie dał się przekonać do nich, za nic w świecie. Wymuszał wszystko płaczem, piskiem i autoagresją. Każde zajęcia wzbudzały w nim coraz większą niechęć do dalszej współpracy, że aż nie mogłam w to uwierzyć. Nic mu nie pasowało! Kompletnie nic.

Na tym turnusie spotkaliśmy się ze świetnym pedagogiem i psychologiem, p. Joanną Masłowską, która stosuje w edukacji Metodę Krakowską, oraz jako jedna z trzech terapeutek w Polsce wykonuje Manualne Torowanie Gosek. Dzięki niej i jej terapii mieliśmy okazję usłyszeć wypowiada słowa: tata, mama, tata łowi rybę, itp. Były to dla mnie bardzo wzruszające chwile. Pani Joasia wszystko dokładnie tłumaczyła, pokazywała i koordynowała cały przebieg zajęć, a ja na niczym skupić się nie mogłam, bo do oczy cały czas napływały mi łzy z radości i szczęścia, że słyszę jego słowa.To był dla mnie prawdziwy szok. Same zajęcia wymagały od nas ogromnej współpracy, bo Oliwer bardzo tego nie chciał i strasznie się wzbraniał, ale było warto.

Podobna niechęć synka była u p. Szymona Masłowskiego (męża p. Joasi), który świetnie wykonywał masaż twarzy. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak bardzo dobrego masażu. Oliwer 3 dni "walczył" z terapeutą, pokazując jak bardzo tego nie chce. Ale potem już były takie momenty, że sam nastawiał buźkę do masowania. U super, bo o to właśnie nam chodziło!

Najtrudniejsza z tego wszystkiego była edukacja Metodą Krakowską. Kompletnie niezrozumiała dla Oliwera. I przez te 5 dni całkowicie przez niego nieprzyjęta. Trochę wytchnienia i luzu dawały mu zajęcia manualne, przy których trochę się wyciszał.

Ogólnie turnus bardzo dobry, godny polecenia. Terapeuci świetnie dobrani, terapie solidne i motywujące. Atmosfera w ośrodku przyjazna i ciepła. Wiele się tutaj nauczyliśmy i dowiedzieliśmy. A czy był on dobry dla Oliwera? Uważam, że raczej nie. I nie piszę tego złośliwie, tylko z perspektywy czasu myślę, że był zbyt ostry i wymagający. Oliwer gubił się w nim totalnie. Był rozdrażniony i wściekły. Nic nie sprawiało mu przyjemności, nawet basen, który uwielbia, a był w planie turnusu. Nawet nie domagał się muzyki (gdzie zawsze musiał ją mieć) było mu wszystko jedno. Niczego nie chciał, kompletnie niczego. Jedyne czego chciał to po prostu, żeby mu dać święty spokój.

Oliwer dostał niezły wycisk. Myślałam, że po powrocie do domy wyciszy się, ale nic z tego. Od tamtej pory zaczęła się totalna porażka edukacyjna i rehabilitacyjna. Wszędzie, w szkole, w Szczecinie na zajęciach, w domu a nawet już później, na innych turnusach, które już bardzo dobrze znał. Każdy widział, że coś jest nie tak.

Nie uważam, że ten turnus był zły, bo widziałam jakie postępy robią tam inne dzieci, ale nie był on dla Oliwera. On sam całkowicie na "NIE" ze wszystkim, a to się potem echem rozniosło już po turnusie, na nasze wszystkie zajęcia, które mamy na co dzień. Trochę żałuję, że to nie poszło w taką stronę, jakbym tego chciała, bo warto by było znowu posłuchać, jak wypowiada słowa MAMA i TAKA, ale wiem też jak bardzo odbiło się to na jego psychice i emocjach.

niedziela, 4 stycznia 2015

Police - turnus wyjazdowy

OD 28.04 do 3.05.2012 r. przebywaliśmy na 5-cio dniowym turnusie terapeutycznym w Policach. Wszystkie zajęcia prowadzone były indywidualnie, a program obejmował następujące terapie:
1) terapia taktylna i neurostrukturalna wg Swietłany Masgutowej (Elżbieta Cieplińska)
2) terapia ustno-twarzowa (Anna Godlewska-Siciarek)
3) arterapia (Joanna Romaszko)
4) terapia czaszkowo-krzyżowa (Beata Woś)
5) Zajęcia SI
6) ćwiczenia w wodzie (Andrzej Siewierski)
7) terapia z wykorzystaniem kamertonów (Lidia Zahorska)

Pierwszą terapię znaliśmy już bardzo dobrze z wcześniejszych turnusów. Tutaj świetnie prowadzoną przez p. Elę Cieplińską. Są to różnego rodzaju masaże skóry, które mają za zadania aktywizację funkcji układu nerwowego i mózgu, oraz zmniejszenie napięć spowodowanych negatywnym wpływem niezintegrowanych odruchów. Oliwer czuje się po nich bardzo dobrze. Jest spokojny, wyciszony i stabilny na nogach. Z wielką korzyścią dla organizmu z padaczką, bo tych napadów u niego jest wtedy naprawdę mniej.


Zadowolona byłam z terepii ustno-twarzowej. Pani Ania Godlewska-Siciarek całkiem nieźle radziła sobie z opornym Oliwerem, który raczej nie chciał poddać się terapii. A wiedziałam, że jest mu bardzo potrzebna, gdyż syn nie mówi i brakowało nam kogoś kto by tę buźkę trochę pomasował, odwrażliwił i pobudził.

Był także basen, w którym woda była trochę chłodna, ale Oliwer dzielnie to znosił i wykonywał ćwiczenia, które pozytywnie wpływały na jego mięśnie i koordynację ruchową. Zabawna była arterapia, gdzie Oliwer zawsze wychodził z niej umalowany z dołu do góry. Wykorzystywane tam były różne techniki artystyczne (m.in. malowanie farbami) mające korzystny wpływ na zaburzenia zmysłowe, lęki, na fizyczne dysfunkcje ciała oraz znacznie poprawiające motorykę i rozwój poznawczy.


Całkowicie nowa była dla nas terapia z wykorzystaniem kamertonów. Jest to nowa metoda opracowana na podstawie badań nad falą dźwiękową. Polecane przede wszystkim w problemach skupienia, zaburzonej koncentracji czy stresie. Terapia dosyć ciekawa, ale nie wiem czy wniosła coś dobrego dla syna. Trudno mi to ocenić.


Ogólnie turnus bardzo dobry i intensywny. Dostaliśmy mnóstwo rad i wskazówek nie tylko od terapeutów, ale i od innych rodziców, którzy też byli na tym turnusie. Miłą niespodzianką było dla nas to że w grafiku dla naszych dzieci ujęte były także godziny dla nas. Mieliśmy okazję zapoznać się z tym, na czym pracują terapeuci z dziećmi. Nigdy nie zapomnę masażu Pani Eli Cieplińskiej i Pani Ani Godlewskiej-Sicirek. Rewelacja dla naszych skołatanych nerwów.Spokój, cisza, totalny luz. "Odleciałam" po paru minutach, gdzie mocno zapierałam się, że raczej nie zmrużę oka. Super, że znowu ktoś o nas pomyślał. No bo gdzie i kiedy ładować te nasze akumulatory? Żeby móc dalej opiekować się naszymi dziećmi.

Mini turnusy - Gorzów i Szczecin

Oprócz turnusów stacjonarnych i wyjazdowych UniqueCenter organizowała Mini Turnusy. Byliśmy na 3 takich turnusach.

W Gorzowie - styczeń 2011 r. (mieszkaliśmy u rodzinki). 4 h dziennie, przez 5 dni. Były to tylko masaże. Konkretne i bardzo profesjonalne. Wykonywane przez p. Piotra Hawryluka i Andrzeja Łęckiego. Oliwer po nich był spokojny, zadowolony i pewniej czuł się w swoim ciele. Miał jego świadomość. I co najważniejsze i już sprawdzone - ilość napadów epilepsji była znacznie mniejsza. I to nas bardzo, bardzo ucieszyło.

W Szczecinie - marzec 2012 r. (mieszkaliśmy u Agaty Caban). 4 h dziennie, przez 5 dni - masaże. Podobna sytuacja i efekty jak w Gorzowie. Tylko tutaj terapię prowadzili p. Piotr Hawryluk i p. Krzysztof Kaczmarek. Masaże bardzo dobrze wpływają na Oliwera, na jego zachowanie i samopoczucie. Dlatego zależy na, żeby w miarę możliwości regularnie z nich korzystał. Pamiętam, że ten 5-dniowy turnus w Szczecinie w całości sfinansowała nam Fundacja Polsat. Bardzo, bardzo dziękujemy!

W Szczecinie - styczeń 2013 r. Ten mini turnus był dla nas najtrudniejszy. Byliśmy "świeżo" po turnusie "Pierwsze słowo" w Warszawie. Oliwer dostał nieźle "w kość". I teraz ciężko było nam go jakoś wyciszyć i ułożyć. Bardzo się denerwował, był niespokojny, agresywny. Cały czas krzyczał i płakał. Było bardzo ciężko. Terapeuci byli jak zawsze niezawodni - Pan Piotr Hawryluk i nasza Pani logopeda Olga Obsznajczyk. Mamy filmiki z tych zajęć, które raczej nie zachęcają do oglądania. Ale mimo wszystko, na pewno Oliwer skorzystał z tych zajęć. Dostaliśmy mnóstwo wskazówek i rad jak dalej postępować i pracować z synem. Tak w ogóle to myślałam, że wcale nie pojedziemy na ten turnus, bo Oliwer rozchorował się (miał prawdopodobnie wysypkę bostońską), ale był w takiej fazie choroby, że raczej nikogo nie mógł zarazić. Mimo wszystko, aby nie narażać innych dzieci na chorowanie, musieliśmy codziennie przez 5 dni dojeżdżać do Szczecina ok. 100 km w jedną stronę. To było jak wielka katastrofa.

sobota, 3 stycznia 2015

Turnus stacjonarny w Warszawie - październik 2010 r.

W 2010 r. w październiku, po raz pierwszy zetknęliśmy się z centrum terapeutycznym UNIQUECENTER w Warszawie. Pojechaliśmy tam na turnus stacjonarny, który trwał 7 dni. Sama oferta terapii była bardzo obszerna, niektóre z nich były dla nas całkowicie nieznane:
- temprana,
- stymulacje systemu taktylnego,
- przewzorowanie schematów odruchów,
- odruchy ustno-twarzowe,
- neurointegracja,
- logopedia,
- zajęcia edukacyjne,
- integracje sensoryczne,
- metoda Tomatisa.

Pierwszego dnia, pierwsze zajęcia były raczej diagnostyką, wywiadem z nami, i badaniem Oliwera. Pan Piotr Hawryluk bardzo skrupulatnie i fachowo tłumaczył nam o co w tym wszystkim chodzi i jak możemy pomóc Oliwerowi.

Potem już przez następne dni odbywała się najprawdziwsze terapie. 4 godziny (z przerwami) na kozetce: masaże, uciski, dociski całego ciała, oraz na zmianę jednego dnia logopeda oraz zajęcia integracji sensorycznej.

Te masaże, to mnie zaskoczyły, bo byłam pewna, że Oliwer nie wytrzyma nawet 15 minut, takiego leżenia. A tu? Proszę! Leżał jak żaba rozwalony i zadowolony. Wychodził stamtąd z wypiekami na twarzy.

Gorzej było z logopedią. Pani Olga Obsznajczyk "testowała" Oliwera z każdej strony, a jemu bardzo to się nie podobało. Mi z kolei bardzo, ponieważ miała do czynienia z bardzo profesjonalną terapeutką. Wszystko co mówiła, sposób w jaki pracowała z naszym synem na tych zajęciach, miało sens. Poukładane, konkretne i bardzo pracowite. Bardzo cieszyłabym się jakby mieszkała gdzieś blisko nas. Na szczęście mieliśmy okazję spotkać Panią Olgę jeszcze na innych turnusach organizowanych przez UniqueCenter. 

Na tym turnusie Oliwer miał jeszcze zajęcia SI z Panią Ewą Pancer. Nie było najlepiej, ale też nie najgorzej. 

Ogólnie ten cały pobyt tutaj, minął nam bardzo szybko i z wielką korzyścią dla Oliwera. Otrzymaliśmy indywidualny program pracy z dzieckiem w domu. Doposażamy specjalnie dla naszego syna, gdzie zostały wybrane takie zajęcia, które przyniosą jak najlepsze efekty. Oprócz tego sami zostaliśmy przeszkoleni jak pracować z Oliwerem.

Po tym turnusie Oliwer bardzo dobrze się czuł i wyglądał. Widoczne to już było zaraz po naszym przyjeździe z Warszawy, gdzie pierwsza zobaczyła to babcia. Zauważyła, że lepiej i pewniej chodzi. Jest uśmiechnięty i zadowolony. 

Dla mnie taką najbardziej pewną i widoczną odmianą było to, że synek przez około 3 miesiące nie miał wcale napadów epilepsji!

piątek, 2 stycznia 2015

Turnus w Stobnie - kwiecień 2009 r.

Tutaj zobaczyłam prawdziwy turnus. Zajęć było o wiele więcej niż w Jarosławcu:
- hipoterapia
- logopedia
- terapia wzrokowo-krzyżowa
- hydromasaż
- zajęcia na sali gimnastycznej

Przede wszystkim były to zajęcia indywidualne. Najbardziej podobała na się hipoterapia. Oliwer o dziwo nie bał się konia. Codziennie miał jazdę konną w pełnym dosiadzie z jednostronną asekuracją. Przeważnie była to jazda w terenie, gdyż pogoda przez cały pobyt na turnusie nam dopisała. Jechał zadowolony, a terapeuci od czasu do czasu podśpiewywali mu piosenki, ponieważ wiedzieli, że bardzo lubi muzykę.

Bardzo profesjonalna była muzykoterapia. Pierwszy raz widziałam tak interesująco przeprowadzone zajęcia. Były to zajęcia grupowe (dzieci z rodzicami), z instrumentami, śpiewem, tańcem i rytmiką. Oliwer bardzo się cieszył z tych zajęć.



Na terapii krzyżowo-czaszkowej, gdzie trzeba leżeć, nigdy nie pomyślałabym, że Oliwer choć przez chwilę będzie spokojny, A on przy muzyce "dźwięków natury" po prostu zasnął. Byłam zaskoczona, gdyż były to dla niego nowe zajęcia i wiem, że raczej nie zachowuje się na takich zbyt dobrze.

Na sali gimnastycznej ćwiczył raz gorzej, raz lepiej. Ale ogólnie nie było najgorzej. W wolnych chwilach nauczyłam Oliwera wskazywać części ciała pluszowym miśku - gdzie nowa? gdzie ręka? Podobało mu się. Chodziliśmy na plac zabaw, który dopiero tutaj zaczął go interesować (piaskownica, huśtawki, zjeżdżalnie).



Dla mnie osobiście ten turnus był bardzo trudny i ciężki emocjonalnie. Wtedy pierwszy raz w życiu zetknęłam się z tak dużą liczbą dzieci z porażeniem mózgowym i nie tylko. Te biedne maluszki tak przeraźliwie płakały, że aż serce ściskało. Było mi ich bardzo żal.

Do domu wróciliśmy szczęśliwi, z nadzieją i nowymi pomysłami dotyczącymi dalszej rehabilitacji naszego dziecka.


czwartek, 1 stycznia 2015

Turnus rehabilitacyjny w Jarosławcu - październik 2006 r.

To był nasz pierwszy turnus, Oliwer miał wtedy 3 latka. Jeszcze nie miałam pojęcia, jak taki turnus wygląda. Ten okazał się bardziej wypoczynkowy niż rehabilitacyjny. Oliwer miał zajęcia na sali gimnastycznej, hydromasaż, masaż klasyczny i artterapię. Przeważnie były to zajęcia grupowe a nie indywidualne.

Ogólnie? Wszystko było zaplanowane i zorganizowane. Tam gdzie mieszkaliśmy było bardzo czysto i ładnie urządzone, na terenie ośrodka także bardzo nam się podobało. Dużo spacerowaliśmy, bo pogoda nam dopisała. Ale jak dla mnie to za mało terapii. Teraz po latach, gdy mam już porównanie z innymi miejscami, to mogę to tak szczerze stwierdzić.

Ten turnus nie zakończył się dla nas pomyślnie, bo synek w ostatni dzień dostał wysokiej temperatury. Musieliśmy jechać do szpitala w Koszalinie. W wyniku tej gorączki dostał drgawek, lekarka wstępnie nawet podejrzewała, że to zapalenie opon mózgowych, potem jednak odrzuciła tą diagnozę. Po dokładnym zbadaniu wypuścili nas do domu, z zaleceniem, aby po powrocie zgłosić się do swojego lekarza rodzinnego.

Teraz, gdy Oliwer ma już 11 lat i gdy już tak dobrze zapoznałam się z chorobą syna, to wiem, że te drgawki to nic innego jak początek epilepsji. Wtedy jeszcze u syna nie zdiagnozowanej. Tak właśnie wyglądał nasz pierwszy turnus.