piątek, 2 stycznia 2015

Turnus w Stobnie - kwiecień 2009 r.

Tutaj zobaczyłam prawdziwy turnus. Zajęć było o wiele więcej niż w Jarosławcu:
- hipoterapia
- logopedia
- terapia wzrokowo-krzyżowa
- hydromasaż
- zajęcia na sali gimnastycznej

Przede wszystkim były to zajęcia indywidualne. Najbardziej podobała na się hipoterapia. Oliwer o dziwo nie bał się konia. Codziennie miał jazdę konną w pełnym dosiadzie z jednostronną asekuracją. Przeważnie była to jazda w terenie, gdyż pogoda przez cały pobyt na turnusie nam dopisała. Jechał zadowolony, a terapeuci od czasu do czasu podśpiewywali mu piosenki, ponieważ wiedzieli, że bardzo lubi muzykę.

Bardzo profesjonalna była muzykoterapia. Pierwszy raz widziałam tak interesująco przeprowadzone zajęcia. Były to zajęcia grupowe (dzieci z rodzicami), z instrumentami, śpiewem, tańcem i rytmiką. Oliwer bardzo się cieszył z tych zajęć.



Na terapii krzyżowo-czaszkowej, gdzie trzeba leżeć, nigdy nie pomyślałabym, że Oliwer choć przez chwilę będzie spokojny, A on przy muzyce "dźwięków natury" po prostu zasnął. Byłam zaskoczona, gdyż były to dla niego nowe zajęcia i wiem, że raczej nie zachowuje się na takich zbyt dobrze.

Na sali gimnastycznej ćwiczył raz gorzej, raz lepiej. Ale ogólnie nie było najgorzej. W wolnych chwilach nauczyłam Oliwera wskazywać części ciała pluszowym miśku - gdzie nowa? gdzie ręka? Podobało mu się. Chodziliśmy na plac zabaw, który dopiero tutaj zaczął go interesować (piaskownica, huśtawki, zjeżdżalnie).



Dla mnie osobiście ten turnus był bardzo trudny i ciężki emocjonalnie. Wtedy pierwszy raz w życiu zetknęłam się z tak dużą liczbą dzieci z porażeniem mózgowym i nie tylko. Te biedne maluszki tak przeraźliwie płakały, że aż serce ściskało. Było mi ich bardzo żal.

Do domu wróciliśmy szczęśliwi, z nadzieją i nowymi pomysłami dotyczącymi dalszej rehabilitacji naszego dziecka.