poniedziałek, 5 stycznia 2015

"Pierwsze słowo - turnus edukacyjno, rehabilitacyjny w Czarnym Lesie (k. Warszawy)

Na ten turnus udało się nam pojechać w dość szybkim terminie, bo akurat ktoś inny zrezygnował. Ucieszyłam się, gdyż były tam całkiem inne terapie, przede wszystkim logopedyczne, które Oliwerowi były bardzo potrzebne ponieważ on nie mówi.

Pierwszy dzień był bardzo ciężki, ale zrozumiały dla wszystkich, nowe miejsce, nieznani terapeuci, inne metody pracy. Ale następne były takie same. Oliwer nie dał się przekonać do nich, za nic w świecie. Wymuszał wszystko płaczem, piskiem i autoagresją. Każde zajęcia wzbudzały w nim coraz większą niechęć do dalszej współpracy, że aż nie mogłam w to uwierzyć. Nic mu nie pasowało! Kompletnie nic.

Na tym turnusie spotkaliśmy się ze świetnym pedagogiem i psychologiem, p. Joanną Masłowską, która stosuje w edukacji Metodę Krakowską, oraz jako jedna z trzech terapeutek w Polsce wykonuje Manualne Torowanie Gosek. Dzięki niej i jej terapii mieliśmy okazję usłyszeć wypowiada słowa: tata, mama, tata łowi rybę, itp. Były to dla mnie bardzo wzruszające chwile. Pani Joasia wszystko dokładnie tłumaczyła, pokazywała i koordynowała cały przebieg zajęć, a ja na niczym skupić się nie mogłam, bo do oczy cały czas napływały mi łzy z radości i szczęścia, że słyszę jego słowa.To był dla mnie prawdziwy szok. Same zajęcia wymagały od nas ogromnej współpracy, bo Oliwer bardzo tego nie chciał i strasznie się wzbraniał, ale było warto.

Podobna niechęć synka była u p. Szymona Masłowskiego (męża p. Joasi), który świetnie wykonywał masaż twarzy. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak bardzo dobrego masażu. Oliwer 3 dni "walczył" z terapeutą, pokazując jak bardzo tego nie chce. Ale potem już były takie momenty, że sam nastawiał buźkę do masowania. U super, bo o to właśnie nam chodziło!

Najtrudniejsza z tego wszystkiego była edukacja Metodą Krakowską. Kompletnie niezrozumiała dla Oliwera. I przez te 5 dni całkowicie przez niego nieprzyjęta. Trochę wytchnienia i luzu dawały mu zajęcia manualne, przy których trochę się wyciszał.

Ogólnie turnus bardzo dobry, godny polecenia. Terapeuci świetnie dobrani, terapie solidne i motywujące. Atmosfera w ośrodku przyjazna i ciepła. Wiele się tutaj nauczyliśmy i dowiedzieliśmy. A czy był on dobry dla Oliwera? Uważam, że raczej nie. I nie piszę tego złośliwie, tylko z perspektywy czasu myślę, że był zbyt ostry i wymagający. Oliwer gubił się w nim totalnie. Był rozdrażniony i wściekły. Nic nie sprawiało mu przyjemności, nawet basen, który uwielbia, a był w planie turnusu. Nawet nie domagał się muzyki (gdzie zawsze musiał ją mieć) było mu wszystko jedno. Niczego nie chciał, kompletnie niczego. Jedyne czego chciał to po prostu, żeby mu dać święty spokój.

Oliwer dostał niezły wycisk. Myślałam, że po powrocie do domy wyciszy się, ale nic z tego. Od tamtej pory zaczęła się totalna porażka edukacyjna i rehabilitacyjna. Wszędzie, w szkole, w Szczecinie na zajęciach, w domu a nawet już później, na innych turnusach, które już bardzo dobrze znał. Każdy widział, że coś jest nie tak.

Nie uważam, że ten turnus był zły, bo widziałam jakie postępy robią tam inne dzieci, ale nie był on dla Oliwera. On sam całkowicie na "NIE" ze wszystkim, a to się potem echem rozniosło już po turnusie, na nasze wszystkie zajęcia, które mamy na co dzień. Trochę żałuję, że to nie poszło w taką stronę, jakbym tego chciała, bo warto by było znowu posłuchać, jak wypowiada słowa MAMA i TAKA, ale wiem też jak bardzo odbiło się to na jego psychice i emocjach.