poniedziałek, 5 stycznia 2015

Wałcz - turnusy dwutygodniowe

W Wałczu były świetnie zorganizowane turnusy. Dla na niedaleko, bo dojazd zajmował nam ok 3,5 h samochodem.

Pierwszy (18-30.03.2011) był dla nas zagadką, ponieważ nie wiedzieliśmy jak to wszystko będzie wyglądać, ale z kolejnymi było już o wiele lepiej. 

Najbardziej w pamięci utkwiły nam zajęcia w basenie z p. Joasią Heretą. Pamiętam, że nasz pierwszy turnus zaczęliśmy właśnie od basenu. Na początku byłam pełna obaw i strachu, jak to będzie - ale niepotrzebnie. Oliwer bardzo polubił i zaakceptował sympatyczną, opanowaną i pełną cierpliwości terapeutkę. Zajęcia z nią sprawiały mu tyle radości, że aż trudno mi to opisać. Mamy mnóstwo zdjęć i filmików z tych ćwiczeń, które z wielką przyjemnością oglądamy do dzisiaj.


Najbardziej widoczne to było na drugim (7-19.10.2011) turnusie, gdzie wszyscy o tym głośno mówili. Uwiecznione to mamy nawet na dyplomie, gdzie Oliwer jest na zdjęciu z Panią Asią, w wodzie. 

Na pewno miło będziemy wspominać p. Piotra Hawryluka, który już wcześniej na dwóch innych turnusach próbował "ułożyć" Oliwera i co zresztą idealnie mu się zawsze udawało. A Oliwer tak naprawdę do łatwych dzieci nie należy. Jednak p. Piotr zawsze, ale to zawsze potrafił się z nim "dogadać". Spokojnie mu wszystko tłumaczył, poklepywał po plecach, przytulił. Oliwer patrzał tylko na niego i od razu cierpliwie poddawał się jego masażom. W międzyczasie p. Piotr wyjaśniał dokładnie na czym polega jego terapia. Niby jest to łatwe (nie wszystko) ale na pewnie nie dla mnie. Nie potrafię ćwiczyć tego z Oliwerem, po prostu tego nie czuję. Co innego ćwiczenia logopedyczne lub inne terapie - ale na pewnie nie masaże.


Byłam zdumiona jak po wielu godzinach terapii okazywało się, że radio - które nam zawsze towarzyszyło na zajęciach - jest niepotrzebne. Oliwer był na tyle wyciszony i zrelaksowany, że już nie chciał tego "uspokajacza".

Cieszyłam się, bo inni terapeuci też ćwiczyli z synem bez radia i było całkiem dobrze. Nasze wspólne spacery po terenie ośrodka stały się w końcu przyjemnością i radością, ponieważ nie musiałam mu telefonu komórkowego z muzyką. Tak było na III turnusie (5-17.03.2013), gdzie muzyka została ograniczona do minimmum.


Bardzo, ale to bardzo podobały mi się zajęcia SI z Panią Ewą Bielską. Oliwerowi może mniej, miał z tą Panią zajęcia na dwóch turnusach i nie mógł jej tak do końca zaakceptować. Dla mnie jednak - rewelacja! Widziałam każde zajęcia - konkretne i świetnie przygotowane. Od tej terapeutki dostaliśmy mnóstwo wskazówek i propozycji ćwiczeń, które przekazałam naszej Pani w szkole w Cedyni i wykorzystujemy je do dzisiaj. Panie od SI na turnusach zmieniały się, na III turnusie była Pani Marta Dusińska, którą Oliwer polubił, chociaż byłam prawie pewna, że raczej da jej nieźle "popalić", bo widział ją pierwszy raz. A tu kompletne zaskoczenie. Wykonywał polecenia, ćwiczenia, bawił się i to wszystko bez muzyki! Był grzeczny i zadowolony, dzięki temu bardzo dużo na tym skorzystał, bo p. Marta bardzo dużo rzeczy mogła z nim zrobić. Był taki dzień, że z tej radości cały czas ją przytulał i całował, aż potem p. Marta powiedziała mi, że aż jej się płakać chciało od tego całowania. Myślę, że to chyba tak, jakby chciał powiedzieć, że ją bardzo lubi i podobają się mu jej zajęcia. Było to bardzo wzruszające.


Niesamowita i na pewno niezastąpiona jest Pani Olga Obszmajczyk. Takiego logopedę chciałabym mieć tutaj u nas w Cedyni. Młoda, ale z przeogromnym doświadczeniem i wyczuciem co do pracy z takim dzieckiem jak Oliwer. Początki nie były łatwe. Były chwile radości, smutku a nawet łzy, które pamiętam do dziś. Jeśli chodzi o logopedię to od tej terapeutki otrzymałam najcenniejsze rady jak nauczyć komunikacji Oliwera i nie tylko. Dzięki niej Oliwer nauczył się bardzo wielu rzeczy, za które jej bardzo serdecznie dziękuję.


Mogłabym wymieniać jeszcze bardzo wielu innych świetnych terapeutów a należy do nich na pewno psycholog p. Marek Szczęsny, który na pierwszym turnusie przeprowadził niezapomniane grupowe zajęcia dla rodziców, podczas których mogliśmy się dowiedzieć czegoś o sobie samym. Świetnie się bawiliśmy, śmialiśmy a czasami ktoś po prostu płakał. Te zajęcia dawały nam dużo do myślenia, zmuszały nas do tego, żeby czasem zastanowić się nad sobą, nad naszym życiem. Żeby wybrać sobie coś dla siebie, tylko dla siebie. Odłączyć choć na chwilę te nasze troski związane z chorym dzieckiem, odłożyć gdzieś na bok. My rodzice cieszyliśmy się wtedy z tych zajęć, bo to było coś dla nas, czas tylko dla nas. Dzieci były pod opieką rehabilitantów a my poznawaliśmy się i miło spędzaliśmy czas.

Na pewno warto wspomnieć o p. Francine Desrosier, z której emanował spokój  ducha, delikatność i wielka sympatia. Mówiła po angielsku i francusku. Jej terapia była interesująca i całkowicie inna od wszystkich, które już zdążyliśmy poznać - od terapii taktylnej czy też neuroterapii, którą perfekcyjnie i fachowo wykonywał m.in. p. Andrzej Łęcki i p. Krzysztof Kaczmarek.



Tych zajęć było naprawdę dużo i nie sposób wszystkich wymienić. Jedne dzieci lubiły bardziej, drugie mniej. Po tylu latach zmagania się z chorobami naszych dzieci, my rodzice widzimy ile siły, konsekwencji i pracy trzeba włożyć w trud rehabilitacji każdego dziecka. Doceniamy to i cieszymy się z każdego nawet najmniejszego postępu jaki poczyni nasze dziecko. Mamy świadomość tego, że współpracujemy ze wspaniałymi rehabilitantami, którzy chcą jak najlepiej dla naszych dzieci. Dlatego chciałabym podziękować wszystkim tym, których nie wymieniłam. Jeszcze raz bardzo dziękuję!